Piło

wtorek, 12 kwietnia 2011

Książka

Już tłumaczę, dlaczego troszkę rzadziej bloguję. Powód jest dość ciekawy - piszę książkę. Tytuł roboczy: "Nowoczesny Gentleman", w książce znajdzie się na pewno część zapisków z bloga (zarówno onetowego, jak i tego). Czy uda się ją wydać? Zobaczymy jak ukończę, bardzo bym chciał zdążyć jeszcze w tym roku. Trzymajcie kciuki:)

wtorek, 5 kwietnia 2011

O rozstaniach

Zaczynamy więc cykle odpowiedzi:) Pierwszy związany był z rozstaniami. Najpierw przytoczę tutaj post z 24.02.2010:
***
Rozstaniu zawsze towarzyszą emocje, choćby to był najkrótszy i najbardziej nieudany związek. Dlaczego? Chemia, zawód, rozczarowanie, lęk przed samotnością itp. Jak sobie radzić? Czy decydować się? Tyle pytań.
Nie raz przychodzi w życiu zwątpienie, kurde, mnóstwo razy. Nawet w najbardziej udanym związku pojawiają się kłopoty, momenty nudy i monotonii. Siedziałem wiele razy z odchyloną głową, patrząc w sufit i zastanawiając się nad końcowym krokiem. Za każdym razem była to decyzja ciężka, nawet gdy po dwóch tygodniach nie mogłem już patrzeć na kobietę, z którą teoretycznie jeszcze nie powinno mnie nic łączyć. Dlaczego? Łudzimy się często, że coś się zmieni, że da się dopieścić szczegóły itd.
Gówno prawda! Nie chodzi w życiu o to, aby zmieniać kogokolwiek, oczywiście, zmiany kosmetyczne dokonują się samoczynnie, jak wiadomo kto z kim przystaje, takim sam się staje. Sam mam mnóstwo pasji i szlag by mnie trafiał, jakbym musiał z nich rezygnować ot tak... Widzę tylko opcję związku partnerskiego z krwi i kości, gdzie kobieta ma swoje życie, a ja swoje, którego wypadkową jest udany związek, bez duszenia się nawzajem. To jest chyba powód dla którego jestem co chwilę sam. Kiedy ktoś próbuje być zaborczy i ingeruje w moje życie zbyt ostro, po prostu odchodzę. Nie mam zamiaru rezygnować z czynności, które mnie rozwijają, utrzymują w doskonałej formie fizycznej, czy też powodują, że jestem jaki jestem. Kim byśmy byli bez swoich wkrętów? Tego co wyróżnia?
Fizyczność jest bardzo ważna, ale to co powoduje więź to pasje, fascynacja drugą osobą. Jaki jest więc do cholery sens zabijania tego? Dokładnie w taki sposób zabijamy sam związek. Mam wielką potrzebę przebywania wśród znajomych i kombinowania różnych rzeczy, kiedy odcinam się od przyjaciół, umieram duchowo. Ludzie to moje życie, nie zrezygnuję z nich dla jednej osoby z prostej przyczyny, nie będę już sobą, tylko plastikiem, znudzę się więc raz-dwa i taki będzie sens. Wolę więc z miejsca powiedzieć "cześć" niż wyjść na bezpłciową osobę (taaaak, zdarzyło mi się za gówniarza poświęcić zbyt dużo, ale każdy zna te młodzieńcze zauroczenia, kiedy nie widzi się nic poza obrazkiem).
Ciężko mi się zakochać, nawet bardzo ciężko. Kiedy już początek drogi wygląda tak samo jak cokolwiek poprzedniego, zaczynam się nudzić, znam już zakończenie książki, więc początek i środek nie są ciekawe. Pewnie stąd spotykałem się w życiu z tak wieloma kobietami. Prawda jest taka, że nie można znaleźć szukając:) Dopiero ktoś nietypowy i interesujący jest w stanie wywołać we mnie inne uczucia, niż chęć zabawy w łóżku. Ostatnio dostałem po prostu w twarz życiowym powiedzeniem "nie oceniaj książki po okładce", na szczęście nie rozczarowaniem, ale megazaskoczeniem, którego się nie spodziewałem, ale to już zupełnie inna historia.
Wracając do tematu... Monotonia to nie jest najlepszy powód do rozstania, bo każdemu w życiu zdarza się popadać w schematy, tutaj kwestią najważniejszą jest ruszyć samemu dupsko i poszukać rozrywki wspólnie. Sport, hobby, czy chociaż coś jak Nintendo Wii może odmulić (to ostatnie może również zabrać intymność jak gra będzie zbyt wciągająca;p).
Zaskakiwać! O tym nie zapominajmy przez całe życie, zaskakiwanie to coś specjalnego, coś dla drugiej połówki, pokazuje, że nam zależy, że myślimy, że chcemy.
Jednak zdarza się, że widzimy, że to nie ma sensu, a wszystko ciągnie się dalej, bo... nie mamy odwagi.
Prawda jest jednak inna, zaczynamy się drażnić nawzajem, czas wspólny to toksyny, przeplatane z może jakimiś 10 procentami przyjemności, z rzadka seks (bleeee.... już bym nie dał rady wytrzymać chyba;P).
Myślę, że nie ma sensu takiego czegoś ciągnąć. Po pierwsze wykańczamy się psychicznie, po drugie strasznie spada nasza samoocena, po trzecie szkoda marnować czas.
Rozstać się, należy z godnością! Zdarzało mi się w życiu, że kobieta wykorzystała mnie (przyjemność po mojej stronie była również, więc nie narzekam), do rozstania z facetem... Zdrada to mocny argument, ale drastyczny, nie ma w tym żadnego powodu do dumy. Może niektórzy potrzebują tego, żeby było łatwiej, sam wolę jak gentleman, usiąść, powiedzieć przykro mi, wytłumaczyć, przytulić, pozwolić zapłakać po raz ostatni w ramionach, ew. pożegnalny seks i koniec. Klasa przede wszystkim.
Z obserwacji nie tylko swoich związków, ale również znajomych stwierdzam, że kobiety na początku są znacznie silniejsze, natomiast czas obraca role. Nienawidzę, kiedy facet płaszczy się i prosi o powrót na próbę. Jeśli jest to mój kumpel to zdecydowanie robię jedną rzecz. Wpadam i mówię prosto w oczy: "stary! koniec, nie ma, nie wrócicie już do siebie, więc idziemy się najebać". Najgorsze co może być, to chodzący koledzy, którzy poklepują po pleckach z tekstami typu: "pewnie jeszcze wrócicie do siebie, kwestia czasu". Po cholerę wzbudzać tą idiotyczną nadzieję? Jeśli rzeczywiście para ma wrócić do siebie, to na pewno nie pod wpływem płaszczenia, tylko czasu, stwierdzenia, że bez siebie żyć się nie da, ale żeby wyciągnąć taki wniosek, potrzeba odciąć się od siebie, a nie co chwilę błagać. Dlatego najlepszą radą jaka może być jest: "Nie wróci, idź swoją drogą". Osoba, której to mówimy na pewno popatrzy tymi smutnymi oczkami z nienawiścią, być może z tekstem typu: "dzięki k... jesteś megaprzyjaciel/-ółka, zamiast mnie podtrzymać na duchu dobijasz". Wcale nie!
Klasa - umieć porozmawiać, wyjaśnić wszystko do końca, ominąć plotki i nie płaszczyć się.
Plotki... zawsze pojawiają się przy rozstaniach. Każdy kto znał parę ma swoją teorię - "A bo kogoś poznał/poznała", "a bo wszystko zabraniał/-a", "a bo..", rzygać się chce. Potrafi to prowadzić do spięć, dobrze jest po prostu olać, chociaż kiedy chodzi o uczucia, to nie jest łatwe.
Co po rozstaniu? Na pewno zająć sobie jakoś czas, żeby na początku wyczyścić umysł, pozwolić zmienić się chemii (przecież nasz organizm wytwarza hormony, feromony itd. do których się przyzwyczajamy, nie jest łatwo choćby z tego względu. Mam wrażenie, że to jest powód nerwa, towarzyszącego rozstaniu po krótkim związku, bo przecież uczuć za wiele nie mogło jeszcze być, prawda?).
A po rozstaniu... nie wchodźcie drugi raz do tej samej wody:) i każda zmiana powinna być na lepsze!
***
Hmm... Teraz tak po roku czasu, to nie zmieniam zdania:) Nie wiem też, skąd opinia, że facetom nie zależy, że nie przeżywają. Kwestia tego, jak wyglądało samo rozstanie, kto do niego doprowadził i jaka była przyczyna. Jeżeli to mężczyzna męczył się od dawna, to nic dziwnego, że poczuje się wyzwolony, ale tak samo będzie vice versa, kiedy to kobieta miała już od dawna dość.
Bolesnym faktem będzie odkrycie zdrady, ale w takim przypadku nienawiść pozwoli szybko się ogarnąć. Tyle, że prawdopodobnie skończy się to dożywotnim tabu. Oczywiście, są osoby, które potrafią wybaczyć, zrozumieć, a nawet nie mieć nic przeciwko skokom w bok, ale nie wiem czy to zdrowe. Sądzę raczej, że nie, ale zdania zapewne są podzielone. Kolejną ankietę wrzucę w tym tonie.
Jeszcze wracając na chwilę do różnic między przeżywaniem końca związku przez obie płcie, to jest powiedzenie: "facet jest zazdrosny o przeszłość, kobieta o przyszłość". Choć ja się z tym nie zgodzę, nie jest to zależne od rodzaju posiadanych genitalii, tylko od psychiki.

czwartek, 31 marca 2011

Podsumowanie:)

Uff, jestem:) Nawał pracy się pojawił, widać gospodarka w końcu rusza po pierwszym, wręcz beznadziejnym kwartale.
Śmieszy mnie trochę kilka rzeczy, choć raczej powinienem płakać. Kraj w którym na rehabilitację trzeba czekać np. pół roku... Po prostu żal. Pomijam skoki cen, głupie podnoszenie Vatu itd. ten 1% nic nie dał. Na logikę - jeżeli coś kosztuje drożej, a zarobki są takie same, to po prostu mniej ludzi to kupi, a więc przychód będzie albo taki sam, albo mniejszy. Ale dość polityki, to blog który pozwala odpocząć od takich rzeczy:)
Jestem troszkę dzisiaj zmęczony, więc wybaczcie, jeżeli napiszę dziwne rzeczy jakieś, hehe...
Po pierwsze skończyła się ankieta pt. "Seks który lubię". na 21 odpowiadających, 20 klikło seks oralny, 14 "jak bozia przykazała" i 3 analny.
Nie wiem, czy to wina sformułowania, czy prawda, ale seks tradycyjny popadł w niełaskę!!! Wychodzi na to, że praktycznie 30% osób woli pieścić się języczkami i ustami dużo bardziej, niż bzykać. Nie to, żebym narzekał, ale dobre pieprzenie, to dobre pieprzenie, chociaż przecież jedno nie wyklucza drugiego:)
Zastanawia mnie tak niska pozycja seksu analnego. Mógłbym się założyć, że te 3 kliki to 3 facetów (jeden jest pewny - ja:p). To troszkę zachwiało moim wyobrażeniem, jakoby ta forma relaksu łóżkowego była ciekawą alternatywą dla obu stron. Być może niska ocena wzięła się z dwóch spraw - ogólnej niechęci do wkładania w pupkę (mmm.... kobiecy tyłeczek, miodzio), czyli wyobrażenia jako zło, oraz niekumatego partnera, który zniechęci przez głupotę. Szkoda:-)
***
Czytałem Wasze propozycje. Są fajne i na pewno poodpowiadam w kolejności chronologicznej:) Fajnie, że pomagacie mi w pisaniu, bez czytelników to troszkę lipa się robi:)

środa, 23 marca 2011

Sprawy na posta

W sumie to jeszcze tego nie robiłem, a może fajnie by było:)

W komentarzach do tego posta wrzućcie takie rzeczy:
- co was ciekawi jeżeli chodzi o mnie (postaram się odpowiedzieć)
- jeżeli coś was akurat gnębi w związku, to opiszcie m/w sytuację, chętnie się odniosę
- ciekawi was opinia na jakiś temat? Walcie śmiało:)
Jestem dla Was!!!

sobota, 19 marca 2011

Picia optymalna:)

Dzisiaj troszkę bardziej się wyluzowałem, zastrzyki chyba działają powoli. Dupa mnie boli już, a dopiero 3/10 za mną. Dostałem zalecenie masowania pośladków altacetem, ale jestem upartym osłem, nie kupiłem i pewnie będę skomlał na koniec kuracji (tj. we środę rano). Głuuuupi i do tego w pełni tego świadom.
Wkręciłem sobie, że napiszę dzisiaj o pewnym cudzie natury - cipeczce:)
Swoją drogą szukałem odpowiedniego słowa na tytuł i jakkolwiek u faceta widnieje całkiem przyzwoite słowo "penis" tak w drugą stronę dużo ciężej.
Wagina? Pochwa? Bleee, co to za słowa? Strasznie anatomiczne. Kuciapa... kto to używa w ogóle? Cipka - baardzo ładne słowo, ale w tytule to za wulgarne. Pizdeczka jeszcze gorsze, poza tym brzmi niefajnie. Jakoś tak wpadłem na cipcię i troszkę ją ułaskawiłem :)
Cała historia zaczyna się od znajomego, który pewnego pięknego dnia stwierdził, że obrzydza go kobiecy srom, jeżeli jest bardzo mocno wystający. Po prostu najpiękniejsza dziewczyna traci u niego w oczach cały urok, w momencie gdy widzi zbyt duże wargi małe. Co to ma do rzeczy? Jego pytać trzeba. Ale faktem jest, że rośnie ilość operacji miejsc intymnych u kobiet.
Siedliśmy więc i przy piwie rozpoczęliśmy debatę na temat optymalnej cipeczki.
1. Owłosienie
Zdecydowanie jego brak rządzi wśród opinii, ew. figlarny wzorek (np. paseczek) na wzgórku zdobył również spore uznanie. Na pewno niedopuszczalny jest brak depilacji w okolicach intymnych. delikatne muskanie języczkiem traci cały urok, kiedy trzeba przebić się przez gąszcz włosów.
Wniosek: zero na muszelce, zero lub fikuśny szlaczek na łonie to duży plus.
2. Łechtaczka
Cholera, to są już niefajne rejony, bo wchodzimy w sferę, w której nie możemy przecież nic zrobić, ale jak już zacząłem pisać to piszę do końca.
Wielkość nie ma znaczenia! Ważne jest, aby guziczek dało się spokojnie wyczuć, bo paluszki nie każdy ma sprawne. Na szczęście w sukurs przychodzą dwie rzeczy - języczek (on znajdzie nawet najmniejsze maleństwo), oraz paluszki kobiety (nikt nie zna ciała lepiej niż jego właścicielka).
Ponieważ rozmowa była również o orgazmach dużym plusem okazała się łatwość dochodzenia (hmm... ciekawe dlaczego?:P)
3. Wygląd ogólny
Hmm...Tutaj spotkaliśmy się z dużymi rozbieżnościami. Jednym nie przeszkadza nic, poza włosami, inni natomiast mają problem z akceptacją niektórych części (przykład podałem powyżej). Ogólnie to jednak każda wersja znajdywała swojego amatora. Kontrargumentem dla dużych warg było np. uwielbienie dla dmuchania pomiędzy nie (sic!)
4. Wnętrze
Hm hm... jednogłośnie "Ciasna!"? Wcale nie! Okazuje się, że najpopularniejszym słowem jest "dopasowana". Prosta sprawa, facet nie chciałby, aby jego drogocenny kutas okazał się za mały, lub co gorsza, zbyt mocno pieszczony (niektórym ciężko opanować się przed wystrzałem).
Największe jednak poruszenie sprawiło stwierdzenie wyćwiczonych mięśni kegla. Dlaczego? Nooo oczywiście, szaleństwo kobiety podczas stosunku to niemal nirwana dla faceta.
Wnioski: wyćwiczona łatwość dochodzenia - czyżby problem z doprowadzaniem kobiety do orgazmu?

5. Inne sprawy.
Mokra cipka, to mokra cipka, niewielki sprzeciw wniesiono w odniesieniu do zbytniej suchości (naprawialna żelikami), oraz nadmierna wydzielina (ajtam ajtam, pieprzyć można długo).
Fontanna, squirt, czy jak jeszcze to nazwiemy - zdania podzielone, jedni stwierdzili, że dziwny jest wytrysk kobiety, natomiast druga część uznała Yts bjudifol!!!
Później rozmowa poszła w stronę megaorgazmów, samczego przechwalania się i tak dalej, dlatego tutaj zakończę.
Reasumując: Jak widać co gust to gust:)

A co z penisami?

piątek, 18 marca 2011

Kuźnia talentów

Urodziłem się lekko trefny. W wieku 2 lat uczyłem się chodzić drugi raz, ze względu na długi pobyt w szpitalu. Od początku miałem jednak talent do słów. Pisać potrafiłem dużo szybciej, niż rówieśnicy, choć... Później wyszło, że mam umysł ścisły (chyba), bo najbardziej nienienawidzone przedmioty, czyli Matematyka, Fizyka i Chemia były dla mnie banalne.
Do wieku ok. 13 lat byłem w szpitalu wielokrotnie, głównie za sprawą płuc i oskrzeli. Rodzice cały czas chuchali i dmuchali, żebym nie chorował. Problemem było to, że ja chciałem tak jak inne dzieciaki biegać za piłką itd. Największym koszmarem było sprawdzanie, czy się nie spociłem:
- Jesteś zgrzany! Znowu będziesz chory!
- Grałem w piłkę...
- Jutro nigdzie nie wyjdziesz!
Horror...
Postanowiłem grać na bramce i okazało się, że jestem całkiem dobry. Trafiłem na treningi do dużego klubu i byłoby super, gdyby znowu nie rodzice:
- Na stadion za daleko!
W końcu w wieku 14 lat złapałem pierwszy raz piłkę do kosza. Od tamtej pory przestałem chorować całkowicie! Przez pierwszy rok grania nadal miałem problemy z "byciem zgrzanym". Ale uparcie wychodziłem na boisko, kosztem wieczornego wpierdolu (ehhh... tak to już było).
Po jakimś czasie rodzice zauważyli chyba w końcu, że sport sprowadził mnie na normalną drogę. Zamiast 400 godzin nieobecności miałem może z 20 w semestrze. Do lekarza praktycznie nie chodziłem (poza dniami, kiedy chciałem uciec od szkoły).
Według mnie wyszło szydło z worka - wcale nie miałem jakiegoś defektu. Rodzicom durni lekarze nagadali o astmach, zapaleniach płuc, alergiach... Tutaj na chwilę się zatrzymam. W czasach częstych chorób wysłano mnie na badania, czy ja aby przypadkiem nie jestem alergikiem. Pamiętam, że napuchła mi jedna próba, jak się później okazało, był to akurat "test" który miał za zadanie pokazać, czy dobrze zrobiono nakłucia, czy coś w tym rodzaju. Wynik więc był negatywny - na wszystko. Wiecie co lekarz stwierdził? Że jestem alergikiem, tylko na badaniach to nie wyszło... Baran.
Wracając do tematu, okazało się, że po prostu chorowałem przez trzymanie pod kloszem. Do tej pory mam dołki w pośladkach przez zanik mięśni po tysiącach zastrzyków które przyjęła moja dupa. 
Od czasu gdy zabrałem się za czynne uprawianie sportu choroby (poza okresowymi grypami) praktycznie, odpukać, omijały mnie szerokim łukiem.
Dobra, do czego teraz to ma kurde być, przecież ja nie mam zwyczaju użalania się nad sobą??
Już wyjaśniam.
Oglądam ostatnio programy typu "Mam talent", "X Factor" itp. Okazuje się, że sukces można osiągnąć na jeden sposób - pracować nad talentem, ale! Za każdym sukcesem stoi jakiś czynnik, zwykle któryś z tej dwójki: Wsparcie Rodziców lub Bunt.
Ktoś dorzuci jeszcze środki dopingujące. Ja przytoczę cytat jednego ze znajomych kolaży:
"Stary, coś ci powiem. Doping jest, był i będzie, ale pamiętaj o jednym. Nawet jeżeli ktoś napierdala w siebie tonami, to i tak jest w stanie podnieść swoje możliwości tylko o pewien procent, dlatego zawsze, od samego początku drogi najważniejszy jest talent i praca"
Coś w tym jest...
Taki Lance Armstrong. Nawet jeżeli udowodnią mu przetaczanie krwi, czy inne nieczyste zagrania pozostanie dla mnie mistrzem. Facet przeszedł przez chorobę (rak jąder) - pokazał światu, że można  z nią walczyć,  po czym wrócił na rower i wygrał 7 razy Tour de France (największy i najbardziej prestiżowy na świecie). Niemożliwe bez dopingu? Nie mi to oceniać, ale nawet gdyby, to i tak jest dla mnie Wielki, przez duże W.
Inna sprawa - Mike Tyson. Nie wiem czy ktoś pamięta jeszcze, jak A.Gołota uciekał z ringu przed "Bestią". Po walce okazało się, że facet był pod wpływem środków odurzających, a konkretnie... Marihuany! Biedny Andrew, nawet po lolku Tyson był w stanie gościa pobić. Szkoda tylko, że sam Mike nie wiedział kiedy ze sceny zejść.
Talent więc jest czynnikiem, który daje nam możliwości, kwestią jest tylko to,  czy  i jak go wykorzystamy. U mnie każda chęć robienia czegoś była gnojona w zarodku... Więc... Zacząłem pisać. Na początku pierdoły w zeszycie, których nie pamiętam już nawet. Później zaczęło się poważniej - pisanie piosenek, to mi wychodziło bardzo dobrze. W zasadzie to szkoda, że odszedłem od tego, bo w tej papce, które nam serwują codziennie na bank znalazłbym swoje miejsce. Co prawda cały czas coś robię, ale teraz to już tylko i wyłącznie jako dalekie hobby.
No i przyszedł czas na bloga. Na początku nieśmiałe krótkie tekściki, a później przyszło jakieś BUM! Codziennie po kilka maili z prośbami o więcej, o odniesienie się do tematu itd. itd. Całkiem fajnie odczuć, że komuś dobrze czyta się, to co ja napiszę.
W całym tym poście chodzi mi o jeden wniosek - jeżeli macie lub będziecie mieć swoje dzieci, to nie zapędzajcie ich na drogę buntu, bo mogą nie trafić odpowiednio i albo mieć za złe rodzicom jak ja, albo gorzej - zmarnować się całkowicie.
Nie pchajcie na siłę, ale stwórzcie im możliwości, nawet jeżeli po kolei wszystko się nudzi. W końcu trafią na swoje miejsce, gdzie będą mogły zaistnieć.
Jest 4:00, nie mogę spać. Wyjątkowo jestem chory (zapalenie obu uszu... Jak to zrobiłem? Za Chiny nie wiem), zastrzyki zaczęły działać i nareszcie mogę myśleć normalnie, automatycznie uruchamia mi się ekspresja i chęć do działania, to lubię!
Dobranoc tym co jeszcze nie śpią (lub wrócili z imprezy:) i dzień dobry wszystkim!
 ***
Znowu apel o podsyłanie linków do bloga i komentowanie. Nie lubię gadać sam ze sobą:)

czwartek, 17 marca 2011

Zabić kuriera!

Miałem ostatnio starcie z Panem Kurierem z firmy DHL. Przedziwna sytuacja, ale po kolei.
Załatwiałem pewną przesyłkę z miejsca A do miejsca B. Na moje nieszczęście nadawca, będący osobą starszą troszeczkę popierdzielił sprawę i niepodziewanie paczka przyszła do mieszkania moich rodziców. Ponieważ zaadresowana była na firmę, kurier zażyczył sobie pieczątkę. Mój Ojciec, który otworzył akurat drzwi nie zastanawiając się po prostu do mnie zadzwonił:
- Słuchaj, jest tutaj Pan z paczką dla Ciebie, ale mówi, że jej nie zostawi
- eee... Paczka do mnie u Was? Możesz mi go dać?
Tato przekazał komórkę:
- Dzień dobry, podobno ma Pan do mnie paczkę
W odpowiedzi usłyszałem wrzask:
- Mam i będziesz jechał sobie do naszej siedziby, bo ja 100 razy nie będę jeździł. Musisz mieć pieczątkę!
Zbiło mnie to trochę z tropu, ale pytam dalej:
- A co ma Pan napisane na przesyłce? Jaki jest adres?
- Ja wiem jaki jest adres, ale skąd ja mam wiedzieć, że to do ciebie?!
- No skoro jest taki adres, to do kogo?
- Nie wiem! Nie ma pieczątki, to będziesz sobie sam biegał
- Nie rozumiem Pana. Przecież jest napisane wszystko na przesyłce...
- Nie ma żadnych danych osobowych
Po czym nastąpiła mocniejsza wymiana zdań, którą skończyłem zdaniem m/w:
- Po pierwsze nie jesteśmy na "Ty", po drugie proszę robić co Pan uważa, jutro dzwonię do Pana przełożonego.
Kurier się rozłączył, kwitując krótkim: "a rób sobie kurwa co chcesz".
Pomyślałem sobie, że miał rację, skoro nie było odbiorcy, to może ta pieczątka jest rzeczywiście potrzebna, aczkolwiek to nie tłumaczy go z chamskiego zachowania. Zdecydowałem, że jednak zabiorę się jutro po tą przesyłkę. Tym bardziej, że byłem w sumie ciekaw co to przyszło, ponieważ niczego się nie spodziewałem.
Jakieś dwadzieścia minut później ponownie zadzwonił mój Ojciec i powiedział:
- Wiesz co, paczka jest u nas. Dałem mu dowód osobisty, spisał dane i to wystarczyło, tylko zapłaciłem mu 50 zł przy odbiorze.
- Cholera, zaraz będę, bo nic nie zamawiałem.
Po cholerę były w ogóle te nerwy skoro wystarczył dowód osobisty? Nie mógł poprosić od razu?
Przyjechałem do rodziców, patrzę, a to przesyłka, która miała jechać z A do B. Troszkę się zdenerwowałem, ale biorąc pod uwagę starszą osobę stwierdziłem, że po prostu jutro pchnę to dalej. Zerknąłem tylko na nadanie i... widniał tam numer klienta, na którego przeniesiono płatność! Hmm... trzeba to wyjaśnić.

***

Przyszedł kolejny dzień, zamówiłem w biurze obsługi DHL odbiór przesyłki w godzinach pomiędzy 12:00, a 16:00. Około godziny 14:00 wyszedłem po coś na obiad, do spożywczaka, tuż obok mojej klatki. Spędziłem tam maksymalnie 5 minut. Skoncentrowany na otwieraniu drzwi wejściowych nie zwróciłem uwagi na dość ciekawą rzecz.
Około godziny 16:30 moja dziewczyna wracała z fitness clubu. Otwiera drzwi i mówi:
- Tyyy...widziałeś to?
I pokazała mi Awizo DHL, z moim imieniem i nazwiskiem, adresem oraz numerem telefonu kuriera.
- Wiesz gdzie to było?
Zdziwiony pytaniem odparłem:
- Gdzie?
- Nie uwierzysz... Przyklejone na drzwiach wejściowych do klatki
- Na szybie?
- No tak, normalnie na zewnątrz bloku, na drzwiach
Niezłe cyrki, dzwonię więc do kuriera:
- Dzień dobry, dzwonię w sprawie przesyłki numer XXX, miał Pan dzisiaj odebrać ode mnie, a znalazłem właśnie awizo...
- Nie było Pana...
- Wie Pan co, dziwna sprawa, bo jestem cały czas w domu, poza wyjściem na 5 minut do sklepu
- Niezłe 5 minut, skoro Pan dzwoni do mnie po 16tej, a byłem o 14tej.
- Wie Pan co, po prostu nie zauważyłem kartki jak wchodziłem do bloku, nie spodziewałem się, że coś może tam dla mnie być... Dlaczego Pan nie zadzwonił?
- A zapłaci mi Pan za to?
EEE.... zbił mnie z tropu..
- Hmm... w takim razie  dlaczego podajemy numer  numer przy zamówieniu?
- Bo mogę zadzwonić, ale nie muszę. Firma mi za to nie płaci
- Nie uważa Pan, że jest to trochę śmieszna sytuacja?
- Dlaczego?
- Wychodzę na 5 minut do sklepu, mijamy się. Pan nie zadzwonił, mimo, że miał mój numer.
- Wie Pan co by było gdyby 100 klientów tak robiło?
- Ale proszę Pana, ja nie zamawiam tylko u Panów i dla przykładu firmy UPS i DPD dzwonią zawsze jeżeli zdarzy się taka sytuacja
- A ja nie muszę i tego nie zrobiłem
- Ok, rozumiem. A teraz pytanie drugie, dlaczego zawiesił Pan Awizo na drzwiach wejściowych do bloku?
- Proszę Pana! Dzwoniłem domofonem do Pana i do jednej (AŻ!) sąsiadki, nikt nie otworzył to tak zrobiłem.
- A czy Pan wie co to jest Ustawa o Ochronie Danych Osobowych?!
- A co miałem zrobić?
- Zostawić w drzwiach lub zadzwonić do mnie!
- Nie chciało mi się wchodzić, a zresztą....
Rzucił telefon na siedzenie, bez rozłączania:
"Kurwa mać! Nie będę z debilem rozmawiał jak na mnie krzyczy..."
Zdębiałem... pomijam wyzwisko, ale "krzyczy"? Trochę to dziwne.
Chwilę później podniósł telefon ponownie, nie wytrzymałem już:
- Ok, to poproszę numer do Pana przełożonego
- Osiemset jeden bla bla bla, ale jeżeli chce Pan składać skargę to nie ma na co.
Rozłączył się.
Przyznam, że po ostatniej rozmowie nauczył się jednego - używać słów Pan/Pani, co promuje go w systemie kultury osobistej z poziomu 0, na 1 w skali do 50.
Zostały mi trzy wyjścia, albo rozwalić mu mordę jutro, jak przyjedzie jutro, albo zapamiętać twarz i rozwalić mu mordę na mieście, albo... złożyć skargę. Wybrałem trzecią opcję. Wybrałem numer BOK DHL:
- Dzień dobry Pani, chciałbym zamówić ponownie kuriera i złożyć skargę
- A o co chodzi (tutaj podałem numer zlecenia)
- Ponieważ nie raczył zadzwonić podczas gdy wyszedłem do sklepu, zostawił Awizo na drzwiach wejściowych do bloku, czego nie zauważyłem, a już jest po 16tej.
- Proszę Pana, kurier nie ma obowiązku dzwonić
- Proszę Panią ja to rozumiem, ale zostawienie kartki?
- Mi również zostawiają na bramie
- Ale proszę Panią, to nie jest na bramie domku jednorodzinnego, tylko na drzwiach wejściowych do klatki bloku mieszkalnego, gdzie każdy przechodzień może czytać moje dane osobowe i dowiedzieć się, że prawdopodobnie nikogo akurat  nie ma w mieszkaniu.
- Ale co miał zrobić kurier
- Zostawić w skrzynce na listy lub w drzwiach do mieszkania. Wie Pani co to jest Ustawa o Ochronie Danych Osobowych? Ale dobrze, stało się, możemy po prostu zamówić kuriera na jutro?
- Możemy
No i zamówiliśmy. Aktualnie czekam na faceta...
Prawdopodobnie wszystko jest prawdą - firma nie płaci za telefon, więc nie dzwonią. Kurier potrzebuje pieczątkę, jeżeli nie ma osoby do kontaktu, przy przesyłce na firmę. Jeżeli prawdą jest to pierwsze - to zalecam korzystanie z usług DPD lub UPS. Jeżeli to drugie, to dlaczego wystarczył tylko dowód osobisty? A co do reszty, to nic nie usprawiedliwia chamstwa kuriera (pominąłem jego krzyki w wypowiedziach, bo i tak ich dokładnie nie pamiętam, a nie chcę koloryzować), oraz faktu pozostawienia Awizo na drzwiach wejściowych do bloku.
Chciałbym znać prawo na tyle, żeby wiedzieć, czy miałbym szansę wygrać sprawę w sądzie, bo przyznam, że drażni mnie moja bezsilność w tej sytuacji. Mam rację, ale wg. wewnętrznych praw DHL nie mam:
- nie muszą dzwonić
- nie muszą dostarczyć przesyłki
- nie muszą jej odebrać
- nie muszą wcale przyjechać po raz drugi, jeżeli o to  nie poprosi klient
- mogą wziąć sobie podwójnie pieniądze (sprawa niewyjaśniona do tej pory)
- mogą zostawić wszędzie dane klienta
Jednym słowem - mają w dupie klienta, bo i tak jest jeszcze mnóstwo innych. 
Życzę powodzenia z takim podejściem!

***
Wszystkim odwiedzającym gorąco dziękuję!
Jeżeli lubicie to co piszę, polecajcie bloga, bez czytelników to wszystko straci sens!

wtorek, 15 marca 2011

Jedno słowo, mnóstwo znaczeń - z przymrużeniem oka.

Jest takie słowo w języku Polskim, które jest popularniejsze od jakiegokolwiek innego. Samych jego znaczeń znajdziemy mnóstwo, poniżej kilka z nich:

Sposób 1
Słowo określające specyficzną grupę zawodową. Podobno jest to najstarszy zawód świata, czyżby chodziło o tropiciela?

Sposób 2
Słowo użyte w momencie zaskoczenia. Często towarzyszy mu charakterystyczny dźwięk "oooo!"

Sposób 3
Słowo użyte jako uniwersalny znak przystankowy, zastępujący przecinek, kropkę i myślnik. Kwestią czasu byłoby wprowadzenie go do gramatyki języka polskiego, gdyby nie fakt, że ma również inne znaczenia, które groziłyby serią zawałów wśród polonistek.

Sposób 4
Słowo-motywator. Pomocne przy podnoszeniu większych ciężarów, lub w czasie innego wysiłku fizycznego.

Sposób 5
Słowo fantastycznie oddające rozkosz sytuacji. Częstotliwość powtarzania jest wprost proporcjonalna do odległości pozostałej do finiszu. Meta oznaczona jest przeciągłym towarzyszem "ooo".

Sposób 6
Słowo użyte w formie niesprawiedliwej oceny osoby, która zdecydowanie na to nie zasłużyła, często używane za plecami. Charakterystyką tego sposobu jest dodatkowy jad w ustach.

Sposób 7
Ekspresyjne wyrażenie emocji związanych najczęściej ze zdenerwowaniem. Bardzo istotnym elementem towarzyszącym jest przeciągłe er.

Sposób 8
Kolejne emocje, tym razem szczęście. Ponownie pojawia się towarzysz "ooo". Charakterystyczne zwłaszcza przy wygranych w zakładach liczbowych.

Sposób 9
Wewnątrzzdaniowe nacechowanie opowieści dodatkowym wzrostem napięcia lub komizmu, w zależności od stylu słowotworzenia.

Sposób10.
Żebym to ja kurwa wiedział....

poniedziałek, 14 marca 2011

Był sobie wieczór...

Polało się piwo, wódka, i w ruch poszły jointy. Wpadła striptizerka. Ochrona wywaliła jednego z ekipy za dotknięcie jej tyłeczka. Gdzieś po drodze urwał się film 75% z towarzyszy. Rano dopadł kac.
W tym samym czasie mnóstwo drinków dobiło inna grupę, tam wpadli chippendalesi. Jedna z dziewczyn biegała z kulkami analnymi zawieszonymi na szyi. Wariatki również straciły obeznanie w czasie, miejscu i przestrzeni. Rano nastał kac.
Wieczór panieński/kawalerski to przedziwna tradycja. Z jednej strony jest ekstra - zabawa, szaleństwo i tak dalej, ale...
Tak sobie pomyślę o drugiej stronie medalu - co my właściwie świętujemy? "Ostatni dzień wolności"? Przecież to nonsens. Po co w takim razie brać ślub? Brzmi to co najmniej tak, jakbyśmy szli na skazanie. Cieszmy się! Jutro będę szarym dziadkiem, który wyjść na dwór z kolegami nie będzie mógł, chyba, że zapyta o pozwolenie swoją Babę. Babę? A jak inaczej nazwać kogoś, kogo brak, a raczej ostatni dzień nieformalnego związku świętowaliśmy? I tak samo w drugą stronę! Pan Tyran miłościwy, po raz ostatni pozwolił z koleżankami poszaleć... Następnym razem to już zapytać trzeba i wybłagać o możliwość powrotu do domu po godzinie 21:00.
Nonsens...
Ja tam nie widzę nic do świętowania, chyba, że... Zrobić zamiast wieczora kawalerskiego/panieńskiego wieczór świeżomałżeński - to jest co świętować, tylko jest pewien problem... Taki wieczór już mamy, nazywa się Wesele:)
Czy mam coś przeciwko wieczorom? Ja?! Wręcz przeciwnie:) Impreza to impreza. Po prostu zauważam w nich coś dziwnego.
Aha... Striptiz... To dopiero ciekawa tradycja. W ostatni dzień (tudzież tydzień, zależy jak zorganizowano), podsuwać pod nos obce ciało. To się nazywa przyjaźń - "masz inną kobietę/innego faceta, popatrz i zastanów się, czy dobrze robisz":)
Inną sprawą jest, ile tych własnych wieczorów w życiu się przejdzie:)

niedziela, 13 marca 2011

Szufladki

Wbrew wszystkiemu co się mówi świat jest podzielony i to bardzo. Jakkolwiek nie bylibyśmy tolerancyjni, uprzejmi i tak dalej, to i tak nie zmieni to faktu szufladek.

Szufladka 1 - Religia
Rodzimy się w jakiejś wierze. W 95% przyjście na świat jest równoznaczne z przyjęciem wyznania. Moje dzieci będą katolikami i nie będą miały wyjścia, chyba, że dorosną i same zadecydują. Tak samo Ahmeda staną się muzułmanami, Xina taoistami, czy Shizji buddystami. Nie jest to niczym zdrożnym, wręcz przeciwnie.
Mieszanie się religii jest zawsze problematyczne. Sam fakt miłości między dwoma osobami nie zamyka jeszcze problemów natury wyznaniowej. Pomijam idiotki, które dają się omotać przedstawicielom imigracji edukacyjnej w celu wyłącznie jednym - PASZPORT UNII!!!
Jest więc kochająca się para i jakkolwiek w Polsce ciężko wyobrażalna (choć już coraz mniej), to jednak różnowyznaniowa. Kultywowanie wiary to kwestia osobista i rzeczywiście są osoby, które po prostu zmieniają wyznanie, aby się pobrać, poznać kulturę, choć częściej przechodzą na swoisty ateizm.
Co jednak z parami, w których oboje partnerów decyduje się zaakceptować odmienność religijną drugiej połówki? Każdy potrzebuje przestrzeni, to jest sprawą oczywistą. Jedzenie, umeblowanie, dni postne itd. to najmniejszy problem. Schabowego można usmażyć dla jednej osoby, druga może zjeść kurczaczka halal i po krzyku.
A co kiedy pojawi się dziecko? Mama chrześcijanka, tato muzułmanin? Kto ma zdecydować? Rzut monetą? Niby najrozsądniej byłoby pozostawić maleństwu wybór, kiedy dorośnie do decyzji, ale zaryzykuję tezę, że takowe dziecię pozostanie ateistą. Inna sprawa to jak wyjaśnimy dziecku, że mama i tato modlą się, różnie, ale się modlą - ty natomiast nie możesz, bo musisz wybrać za jakiś czas czy wolisz a, b, czy c. Ciekawe czy wewnętrznie samo zacznie modlić się do jakiegoś BogaPtaka, tudzież BogaSłońce.
Słyszałem pewną tezę teologiczną: człowiek ma w sobie coś, co powoduje, że pozostawiony samemu sobie, gdziekolwiek - np. na bezludnej wyspie na pewno znajdzie sobie Boga. Czy będzie to święte drzewo, czy słońce, księżyc, czy wiatr, tego nie wiadomo, ale będzie coś wyznawać.

Szufladka 2 - Rasa
Jakkolwiek byśmy się nie wysilali, to i tak, czy tak segregacja rasowa była, jest i będzie. Dlaczego? Azjaci lepiej czują się z azjatami, biali z białymi, czarni z czarnymi. Oczywiście, przyjaźnimy się, a nawet wiążemy z kimś, kto ma inny kolor skóry, w końcu człowiek to człowiek i to, że posiada inny kolor skóry nie zmienia nic. Pewnie w jakimś pipidówku Murzyn zostałby obrzucony bananami, a kobieta wyrzucona z domu, ale rasizm w Polsce na szczęście zmniejsza się wraz z kolejnymi latami.
Skąd więc te podziały? Oczywistą sprawą jest, że ludzie z tej samej grupy dużo lepiej rozumieją swoje problemy. Nikt nie jest lepszy, czy gorszy, ale sam fakt autosegregacji jest w zasadzie czymś naturalnym i nie jest zły do czasu, dopóki nie zamienia się w patologię - odcięcie i nienawiść.
Prawie każdy facet chciałby spróbować czegoś egzotycznego, kobiety zapewne tak samo. Bardzo fajnie, w sumie seks może również budować mosty:)

Szufladka 3 - Narodowość
Mam jedną duży uszczerbek w swojej tolerancji - Narodowość Romska. Po prostu mam trudności z akceptacją Cygan. Byłem szczylem, kiedy zostałem okradziony przez dwóch przedstawicieli tejże nacji i ciężko się z tego wyleczyć. Ponieważ, wiem, że jest to chore, staram się nie być skurwysynem kiedy spotykam osobnika spod znaku Cyryla, ale wolę, kiedy nie wchodzimy sobie w drogę.
W USA popularne są kawały o Polakach, we Włoszech, Niemczech, Francji i Wielkiej Brytanii, wbrew temu co mówią Wam koledzy i koleżanki mamy łatki złodziei, oszustów i krętaczy, dlaczego? Przed akcesją do Unii Europejskiej wyjeżdżali ci, co albo mieli szczęście, albo byli sprytni i cwani.
Mam taką anegdotkę. Dwóch Polaków w Niemczech postanowiło okraść sklep obuwniczy. Włamali się wieczorem. Zestresowani biegają po sklepie, jeden wpada za ladę, maca...
- Stary! Kupa szmalu!!! - po czym ładuje za pazuchę wszystko.
- Dobra, spierdalamy zanim policja wjedzie i tak  się obłowiliśmy już nieźle.
Uciekli, siadają, kolo sięga za pazuchę...
Wkładki do butów!

Wracając do szufladek, to mógłbym tak wymyślać i wymyślać, ale wniosek i tak jest podobny: potrafią się przemieszać, ale ostatecznie i tak odnajdujemy większość elementów na swoim miejscu.